Najbardziej rekomenduję korzystanie z RevEye – przeszukuje różnego rodzaju wyszukiwarki, zdarza się bowiem, że zdjęcie, które nie jest zindeksowane przez Google, odnajduje Yandex.
Jakie znaczenie ma czy zdjęcie ilustrujące nasz wpis w mediach społecznościowych rzeczywiście dotyczy wydarzenia, o którym piszemy? Czy dodanie do wydarzenia A z roku X zdjęcia z podobnego wydarzenia 5 lat wcześniej czyni komuś różnicę? Komu stanie się krzywda, gdy do naszego wpisu dodamy może i nieaktualne, ale za to wzruszające/wkurzające zdjęcie, bo właśnie o taki emocjonalny efekt nam chodzi?
Regularnie słyszę te pytania, gdy – czy to w mediach społecznościowych, czy na warsztatach, zwracam uwagę na problem źle opisywanych zdjęć. Zwracam ją głównie dlatego, że to dziennikarskie przyzwyczajenie, ale także dlatego, że w dobie tzw. „postprawdy” i „fake newsów” (ach jak ja nie lubię tych sformułowań!), tylko zbiorowy wysiłek mediów, firm technologicznych, ale przede wszystkim użytkowników Internetu, jest w stanie odnieść sukces w walce z tymi zjawiskami.
Kilka dni temu zwróciłam na Twitterze jednemu z użytkowników uwagę, że zdjęcie stanowiące ilustrację do tweeta „1.5 roku rządów PiS i Andrzeja Dudy”, a przedstawiające młodych heilujących ludzi z symbolami falangi i krzyżem celtyckim, pochodzi tak naprawdę z ok. 2007 roku. Zanim znalazłam się w centrum jakiejś ideologicznej awantury, która z moim wpisem stanowczo nie miała już nic wspólnego, kilka osób próbowało mi wytłumaczyć dlaczego stare zdjęcie przy wpisie nie stanowiło różnicy: bo pokazuje problem, bo ilustruje ideologię, bo ci ludzie się na pewno nie zmienili, bo podkreśla powagę problemu. Itd itp. Z żadnym z tych argumentów się nie zgadzam. Zdjęcie z 2007 roku jest po prostu zdjęciem z 2007 roku (wrzucić go tu nie wrzucę, bo faszyzmem mojej przestrzeni zaśmiecać nie będę), a nie z sobotnich wydarzeń z ulic Warszawy (ani nawet nie z ostatniego 1.5 roku z Polski). Z tych jest wystarczająco dużo zdjęć, które przyprawiają mnie o ból żołądka, a do wyjątkowo wrażliwych osób nie należę.
No dobrze, ale czy komuś stała się krzywda? Teoretycznie nie, ale opowiem kilka historii…
Widzieliście już zapewne dziesiątki zdjęć z Aleppo, które poruszyły Was do głębi. Nic tak pewnie nie pokazuje dramatu tego, co dzieje się w Syrii jak dzieci wojny. To jedno z takich zdjęć, obiegło cały świat, często w 2016 r. pojawiało się w mediach społecznościowych… „Dziewczynka biegnąca, by przeżyć. Cała jej rodzina została zamordowana. To nie jest Hollywood. To jest prawdziwa Syria.”
Poruszające, prawda? Rzecz w tym, że zdjęcie nie jest z Hollywood, ale nie jest też z Syrii. Jest to stopklatka z teledysku libijskiej piosenkarki, Hiby Tawaji (ok. 3’50” min.).
Piosenka poświęcona jest dzieciom – ofiarom konfliktów zbrojnych, zwłaszcza z okresu Arabskiej Wiosny. Więc znów, można uznać, że krzywda się nikomu nie dzieje, bo przecież dziewczynka z nagrania może być właśnie symbolem takiego dziecka z Syrii. No tylko że choćby cytowany powyżej tweet, o symbolach nie wspomina…
Gdzie zatem zagrożenie? A choćby w tym, że „fejkowe” zdjęcia finalnie osłabiają moc i znaczenie tych prawdziwych. Podważają wiarygodność przekazu i właściwie nie ma znaczenia czy mowa o mediach tradycyjnych, czy o mediach społecznościowych, blogach i prywatnych wpisach choćby na Facebooku. Ile razy trafiliście na posty czy artykuły podważające wiarygodność zdjęć, a co za tym idzie – relacje z wydarzeń w Syrii? Ile razy czytaliście, że sfotografowane ofiary na zdjęciach to ustawka? O, jak choćby tutaj:
To zestawienie zdjęć było (a właściwie nadal jest) niezwykle popularne w mediach społecznościowych i na różnych stronach internetowych (głównie rosyjskich), a ma pokazywać rzekomą ustawkę „na zabite syryjskie dziecko” i być dowodem na to, że wiele zdjęć z internetu, które mają nas poruszać losem dzieci wojny, jest manipulacją. Ale tak naprawdę ten kolaż to „fejk”, który próbuje nam wmówić, że coś innego jest „fejkiem”. Stworzony został ze zdjęć, z których żadne nie pochodzi z Syrii – 3 pierwsze z dziewczynką i makijażem redakcja France 24 odnalazła¹ na omańskim blogu z 2015 roku, natomiast 4. zdjęcie przedstawia dziewczynkę – ofiarę nalotu w Jemenie w marcu 2015. Podobieństwo postaci na zdjęciach (strój, kolor włosów), z odpowiednim dopiskiem, ale i w połączeniu z coraz większą liczbą „fejków” w Internecie, a co za tym idzie i nieufnością do przekazów, spowodowały, że wiele osób uwierzyło, że kolaż rzeczywiście jest dowodem na to, jak nami w Internecie się manipuluje, jeśli chodzi o Syrię.
Oczywiście, przekazami się manipuluje, w celach propagandowych, dezinformacyjnych, itd. Zresztą, nie tylko w Internecie. Oto ambasador syryjski przed ONZ, Bachar Jaafari, nie miał problemu z tym, by przed zgromadzeniem pokazać zdjęcie, które miało przedstawiać ludzką twarz wojsk Assada, tymczasem było zdjęciem wojsk irackich pomagających ludności Al-Falludży, oswobodzonej od ISIS. Nie wiem dlaczego – może liczył, że nikt się podczas spotkania nie zorientuje, może uważał, że ludzie nie weryfikują słów polityków, a może jest po prostu na tyle bezczelny, że jeśli kłamie, to po całości…
Tak czy inaczej, niebezpiecznych, dezinformacyjnych i propagandowych „fejków” jest niestety coraz więcej, mimo że problem jest nagłaśniany. Dlatego uważam, że każde, choćby najmniejsze i wydawałoby się „niewinne” przekłamanie i puszczanie w świat nieprawdziwych albo „nie do końca prawdziwych” (choć jak wiadomo dzięki ks. Tischnerowi, prawdy są trzy i „nie do końca prawdziwej” na liście nie ma;), informacji, zdjęć i filmów, to tylko przyspieszanie kuli śnieżnej określanej jako „fake news”. Niszczącej poziom debaty publicznej, poziom Internetu, demokracji, edukacji, itd. Usypiającej naszą czujność.
Do głowy przychodzi mi jeszcze jeden powód, dla których historyczne zdjęcia nie powinny opisywać bieżących wydarzeń. Pamiętacie to zdjęcie? Krążyło w internecie po trzęsieniu ziemi w Nepalu, z poruszającymi opisami mówiącymi o dwóch sierotach, o bracie, który tuli siostrę po tym, gdy stracili rodziców…
Pewnie niejednego to zdjęcie wzruszyło i może skłoniło do wpłacenia kilku złotych na pomoc dla Nepalu. Tyle że znów, to zdjęcie z zupełnie innego miejsca i czasu, a zdjęcia naprawdę z Nepalu były wystarczająco wstrząsające, by wzruszać i „wymuszać” pomaganie. Poza tym, te dzieciaki mają swoje życie. Mają rodziców, nie są sierotami, mają prawo do własnej tożsamości teraz i w przyszłości (autorem zdjęcia jest Na-Son Nguyen, który potwierdził, że zdjęcie jest z Wietnamu z 2007 roku, a dzieciom nie działa się krzywda, jedynie dziewczynka wystraszyła się obcego mężczyzny z aparatem fotograficznym).
Nie przyjdzie mi łatwo napisanie, że może heilujący faceci ze zdjęcia 2007 roku są w 2017 roku zupełnie gdzieś indziej, więc tego nie napiszę :) Ale odniosę się do innego przypadku, który właśnie ostatnio na warsztatach poruszono – co za różnica czy do opisu niedawnego ataku chemicznego w Syrii załączę film z poszkodowanymi z tego roku, czy z 2013? Grunt, żeby pokazać zło. To ja pytam tak: a zdjęcia ofiar z I wojny światowej załączylibyście do opisu wydarzeń z II? Ale też: czy ofiary z 2013, i z 2017 nie mają prawa do swojej tożsamości, sprawiedliwości i pamięci, teraz i w przyszłości?
***
Na koniec, jeśli o zdjęcia chodzi, 3 (jak najbardziej subiektywne) rekomendacje narzędzi, które pozwalają sprawdzać czy zdjęcia nie było w sieci już przed wydarzeniem, które opisuje:
¹ materiały dotyczące Syrii nie pojawiają się w tekście zgodnie z chronologicznym przebiegiem publikacji; przykłady zainspirowane materiałami opracowanymi przez The Observers